Pieluchy kontra pampersy. Dziecko w duchu zero waste

Pieluchy piętrzące się w torbach z zakupami, a później wypełniające po brzegi kosze na śmieci. Małe dzieci  - mały kłopot? Koszmarnie nieaktualne. Kłopot duży, wydatki większe, a koszty dla środowiska - gigantyczne. Można myśleć radykalnie i na dzieci nie decydować się w ogóle. Ale jeśli bez rodziny nie wyobrażasz sobie życia, warto zastanowić się nad wprowadzeniem ekologicznych rozwiązań już od pierwszych dni na świecie i pieluchowania twojej latorośli. Bo to się zwyczajnie - opłaca.  Masz dziecko? To doskonale wiesz, jak bolesne jest zderzenie "oczekiwania vs. rzeczywistość". W planach było wychowanie bez technologii, drewniane zabawki, ekologiczne jedzenie i ubranka z organicznych materiałów. W praktyce, skończyło się na pampersach, rampersach kupowanych w wielopakach w sieciówkach i zabawkach ze wszystkich odmian plastiku. Gratów do sprzątania jest coraz więcej, a maluch i tak najchętniej bawi się garnkami, pokrywkami i łyżką do butów. Zamiast przeklinać upychając kolejne sterty zabawek ze Smyka w pięknych koszach z Ikei, przeczytaj naszą ściągawkę dla rodziców, którzy chcą żyć w duchu less-waste, a nie wiedzą od czego zacząć. Wybierz jeden punkt, który najbardziej do ciebie przemawia i wymaga najmniej wysiłku. I wprowadź go w życie. I tak po kolei, aż pewnego dnia zorientujesz się, że sprzątania jakoś mniej, plastiku również, a w portfelu trochę więcej pieniędzy.

1. Wielo-pielo, czyli przepraszamy tetrę

Pieluchy wielorazowe to dobry pomysł? A może nie warto się w to bawić... W pierwszym roku swojego życia dziecko zużyje 2500 pieluch. Gigantyczna liczba, prawda? Zwłaszcza, że z racji swojego przeznaczenia, pieluchy nie nadają się do recyklingu. Paczka najtańszych, marketowych pieluch kosztuje 30 zł za 50 szt. Więc w pierwszym roku rodzicielstwa wydasz na nie 1500 zł, może trochę mniej, jeśli polujesz na okazje. Jeśli zdecydujesz się na wielorazowe pieluchy, na start musisz kupić „otulacze”, wkłady, tetrowe pieluchy. Zestaw startowy kupisz na allegro za 300 zł i posłuży Ci przez cały pieluchowy czas. A jego elementy, które są w dobrym stanie można spokojnie “puścić w obieg” czyli oddać lub odsprzedać. Zakładając, że pieluchy potrzebne są przez pierwsze 3 lata życia, zaoszczędzisz jakieś 4200 zł i tonę plastiku. Dodam jeszcze, że maluchy, które używają pieluch wielorazowych szybciej zaczynają korzystać z nocnika.
https://www.youtube.com/watch?v=6TSBf7Afvk4
Pieluchy tetrowe, wielorazowe czy może pampersy? Jeśli wybierasz życie w duchu zero waste wielorazowe pieluszki zdają egzamin

2. Mała miss lumpeks

Gdy kompletujemy wyprawkę dla dziecka, na ubranka wydajemy krocie nie tylko na pieluchy. A potem te nowiutkie i drogie, przecudnej urody kaftaniki i śpioszki lądują w koszu, bo nasza dziecina za nic ma sobie marki i modę. Na wszystko ulewa jednakowo… A przemysł modowy jest jednym z największych trucicieli - zużywa hektolitry wody i chemikaliów, produkuje mnóstwo odpadów i dwutlenku węgla. Zatem, jeśli chcesz, by twoje dziecko było ubrane modnie i odpowiedzialnie, wybierz się na polowanie do second - handu. Za cenę kompleciku z Zary znajdziesz ubrania na cały sezon. Kiedyś wyprawki dla najmłodszych wędrowały z rąk do rąk. Ubranka były miękkie, nie istniało ryzyko alergii kontaktowych, bo wszelkie chemikalia zawarte w barwnikach odzieżowych już dawno były wypłukane. Z ubraniami z second-handu jest tak samo. A na dodatek - kosztują ułamek ceny.

3. Wymiana w social-media

Jeśli na polowanie w second-handach nie masz czasu, albo ochoty, wejdź na Facebooka, znajdź pierwszą - lepszą “mamową” grupę i wymień się ubraniami, lub kup całą paczkę potrzebnych rzeczy w jednym rozmiarze. Kilka kliknięć, odbiór osobisty lub wysyłka za pobraniem i już nie musisz biegać po sklepach w poszukiwaniu kombinezonu, kurtki, pięciu par spodni i 10 koszulek (albo całego zestawu do wielorazowego pieluchowania). Ubrania dostają drugie życie, a ty odznakę eko-mamy.

4. „DIY Sklep” z zabawkami

Nie wiem jak twoje dzieci, ale moje mają więcej zabawek niż jestem w stanie zliczyć. I nadal uwielbiają wyprawy do Smyka. Tylko teraz mają go w… piwnicy. Co jakiś czas, najczęściej pod osłoną nocy, robię porządek w zabawkach moich latorośli. Te, którymi aktualnie się nie bawią, lądują w kartonie w piwnicy. Gdy zaczyna się marudzenie: “Mamo, kup mi”, zamiast do centrum handlowego, idziemy do piwnicy. Nagle okazuje się, że porzucone “graty” zyskują status skarbów i nowe zabawki, wcale nowymi być nie muszą.

5. Wybierz się na „garażówkę”

Gdy byłam nastolatką, fascynowała mnie idea wyprzedaży garażowych. To, co dla mnie było wyłącznie zjawiskiem oglądanym w filmach i serialach, dla mojej córki jest rzeczywistością. I to całkiem opłacalną. Moja ośmiolatka nie chciała rozstać się z żadnym pluszakiem, grą czy lalką. Ale gdy okazało się, że zamiast zabawki oddawać, może je sprzedać podczas dzielnicowej garażówki, przez cały dzień bawić się w sklep z prawdziwymi pieniędzmi, a na koniec zarobić prawie 300 zł sprzedając gadżety, którymi nie była zainteresowana od dawna, była zachwycona. I ja też. Bo jak wiadomo, zabawki z domu, matce przy sprzątaniu lżej. 

6. Kosmetyczny uniwersalizm

Czy twoje dziecko potrzebuje osobnego kremu na odparzenia, osobnego do twarzy a jeszcze innego do ciała? Czy musi mieć szampon do włosów, mydło do ciała i płyn do kąpieli? Zdecydowanie nie. Musi natomiast mieć bezpieczne, łagodne i skuteczne kosmetyki. A w tych polskie, niezależne marki, specjalizują się wyjątkowo udanie. Zamiast wypełniać koszyk i łazienkę po brzegi produktami wielkich koncernów, sięgnij po lokalne. Wystarczy jedna kostka do mycia ciała i włosów, dobra oliwka, której nie trzeba stosować codziennie i krem. Trzy produkty to naprawdę wszystko, czego potrzebujesz, by zadbać o skórę i włosy malucha. Zwłaszcza, gdy wybierasz naturalne kosmetyki bez drażniących konserwantów, zapachów i barwników.

7. Zajrzyj do biblioteki

“Czytaj dziecku 20 minut dziennie, codziennie”, namawia Irena Koźmińska, pomysłodawczyni akcji “Cała Polska czyta dzieciom”. Namawia też, aby z maluchem równie często co do księgarni, zaglądać do biblioteki. A może nawet częściej. Bo naprawdę Pucio własny i Pucio z biblioteki czytają się tak samo. A gdy zaczynasz ginąć pod stertą książek i książeczek, po prostu oddajesz je do wypożyczalni. Proste!