Składniki INCI. Jak je czytać ze zrozumieniem?

Składniki INCI zwykle opisane na odwrocie opakowania kosmetyków, to dla wielu osób czarna magia. Zwykle opisane są po łacinie, ich ilość przyprawia o ból głowy, a nawet z pomocą Google'a ciężko jest zrozumieć o co w tym INCI dokładnie chodzi. Dlatego poprosiłem Agnieszkę Zielińską - Skin Ekspert o pomoc w rozwianiu wątpliwości.

Czytanie składu kosmetyków to sztuka sama w sobie. Wielu konsumentów pragnie to opanować do perfekcji. Powstają kanały na YouTube o składach kosmetyków, pojawiają się rankingi tanich kremów oraz aplikacje na telefon, które mówią nam, co jest dla nas dobre, a co nie. Panią, jako eksperta chciałem zapytać, co w tym szaleństwie naprawdę jest najważniejsze? 

Agnieszka Zielińska (skinekspert.com): Trzeba przede wszystkim odpowiedzieć sobie na pytanie, jakiego kremu szukamy. Z funkcji kremu i oczekiwanych efektów jego stosowania dopiero wynikają poszczególne składniki aktywne, których powinniśmy poszukiwać. Np. Jeżeli chcemy kupić krem przeciwzmarszczkowy, to szukać w spisie składników zwróćmy uwagę na obecność składników takich, jak witamina C, witamina E, witamina A czy peptydy. Jeżeli zaś szukamy produktu odżywczego, to powinien zawierać oleje oraz emolienty. 

Czyli czytanie całego składu kosmetyku nie ma sensu? 

Zawsze radzę moim klientkom, aby nie bawić się w czytanie całego składu, szczególnie, gdy dopiero się tego uczymy, a szukać tego składnika, którego potrzebujemy do pielęgnacji cery. Proszę mi uwierzyć, trzeba mieć potężną wiedzę, aby rozszyfrować każdy składnik podany w spisie kosmetyku. Bo trzeba poznać zależności między nimi. 

To wyjaśnijmy, jak krok po kroku wygląda szukanie najlepszego kosmetyku dla siebie. Przykładowo. Potrzebuje bardzo dobrego kremu nawilżającego. Jak teraz w drogerii, w której od ilości kosmetyków uginają się półki, znaleźć ten, który najbardziej mi odpowiada? 

Bardzo dobrą metodą jest poszukanie w internecie nazw składników, które odpowiadają na potrzeby naszej cery. W tym konkretnym przypadku, składniki odpowiedzialne za nawilżenie skóry. Kolejnym krokiem jest spisanie sobie składników na kartce i wybranie się do sklepu w poszukiwaniu takiego kremu, który te składniki posiada. 

Słyszałem, że kolejność wymienionych składników na opakowaniu kosmetyku też nam wiele o produkcie mówi. Czy to prawda? 

I tak, i nie. Faktycznie, jeżeli pierwszym składnikiem kosmetyku jest na przykład woda, to możemy być pewni, że jest jej w produkcie najwięcej. Natomiast wszystkie składniki, których jest mniej niż jeden procent mogą być podawane w dowolnej kolejności. I my, jako konsumenci nie wiemy, od którego momentu po przecinku zaczynają te składniki być wymieniane.  Dla przykładu. Producent informuje nas, że jednym z głównych składników kremu jest kwas hialuronowy. Wydawać by się mogło, że powinno być go bardzo dużo. W rzeczywistości może go być jeden procent w stosunku do 99 procent pozostałej masy składników produktu. Mało tego, podobne stężenie, czyli ten jeden procent, może mieć kolejne piętnaście innych składników w tym samym kosmetyku. 

Dlaczego tak się dzieje? 

To proste. Kwas hialuronowy to nazwa bardzo atrakcyjna dla konsumenta i umieszczenie go jako składnika bardzo wysoko w spisie oraz na opakowaniu może spowodować, że więcej klientów go kupi. 

To jeszcze inaczej. Producent nie tylko zachwala pewne składniki, ale również przed niektórymi przestrzega. Jak na przykład parabeny. Wierzyć na słowo czy sprawdzać? 

To jest bardzo ciekawy wątek, bo wielu producentów kosmetyków zachęcało do kupowania ich produktów hasłem “Produkt bez parabenów” sugerując tym samym, że parabeny są złe. 

A tak nie jest? 

Parabeny dopuszczone do stosowania przez UE (bo nie wszystkie mogą być stosowane), jako takie są bardzo łagodnymi konserwantami. Paradoksalnie, nadają się nawet do kosmetyków dla dzieci. Jednocześnie napis „bez parabenów” jest wprowadzeniem nas, konsumentów w błąd, bo jest niezgodny z unijnymi regulacjami. To jest kolejny przykład tego, że samo czytanie składu kosmetyków nic nie da, jeżeli tracimy zdrowy rozsądek. Posiadając jeden krem z parabenem, nic nam nie grozi.  Druga rzecz. Istnieją kremy z minimalną ilością konserwantów, ale ich nieumiejętne używanie jest o wiele bardziej szkodliwe, niż mogłoby się wydawać. Data ważności takiego produktu jest krótsza, jednocześnie jest niej odporny na działanie czynników zewnętrznych, w tym naszą florę bakteryjną (jeśli do słoiczka wkładamy palce). W takim kremie, który jest źle przechowywany, albo używany dłużej niż wskazuje data przydatności, mogą pojawić się mikroorganizmy (grzyby, bakterie), a potem to wszystko wklepujemy sobie w skórę twarzy. Właśnie z powodu braku stabilnego układu konserwującego. Warto zatem nie tylko czytać skład, ale przede wszystkim, kierować się zdrowym rozsądkiem. 

Jeżeli zatem nie konserwantów, to czego naprawdę powinniśmy unikać? 

Szczerze? Bardziej unikałabym składników zapachowych, które stosowane w kosmetykach są potencjalnymi alergenami. 

Jak oznaczone są w spisie składników zapachy? 

Składników zapachowych jest obecnie na rynku dwadzieścia sześć. Trudno je wszystkie spamiętać, dlatego najprościej wydrukować całą listę i nosić w portfelu, albo zapisać sobie taką w telefonie. Jeżeli jednak nie mamy przy sobie takiej listy, to ułatwieniem podczas czytania składu może być fakt, że przeważnie te składniki są na samym końcu spisu a ich nazwy znajdują się zwykle w składzie na końcu po słowach takie jak “parfum” czy “fragrance”. 

Dochodzimy do momentu, gdy konsument dostaje dosłownie zawrotu głowy od ilości składników, ich nazw i właściwości. Nic więc dziwnego, że ogromną popularnością cieszą się aplikacje na smartfony, które służą do skanowania składu kosmetyków. Pytanie — czy na nich naprawdę można polegać? 

Wszystko zależy od aplikacji. Sama testowałam ostatnio jedną, którą odebrałam jako bardzo stronniczą, a więc mało wiarygodną. Nie wierzyłabym też ślepo w to, co taka aplikacja podpowiada. Pamiętajmy, że takie dodatki na telefon nie sprawdzą aktualnego stanu skóry. To my mamy najlepszą wiedzę o nas samych. 

Zdarza się, że taka aplikacja odradza zakup pewnego kosmetyku, ze względu na zły skład. Gdy jednak wczytamy się w opinie na temat tych składników pada magiczne zdanie “Szkodzi w dużych ilościach”. To, w jakich ilościach nie szkodzi? 

No właśnie. Może podam przykład. Jakiś czas temu pojawiła się niepewność co do dwóch składników, które można znaleźć, chociażby w kremach z filtrem. Chodzi o dwutlenek tytanu i tlenku cynku w wersji nano. Według badań miały powodować nawet choroby płuc. Z kolei ja dotarłam do badania, które mówiło, iż żeby te składniki mogły nam zaszkodzić, trzeba byłoby ich używać przez 30 lat non stop. Wnioski zatem nasuwają się same.  Aplikacje pomogą nam w rozszyfrowaniu składów, ale polecałam jednak podchodzenie do nich z dużym dystansem. 

Pojawił się też trend kupowania różnych lekarstw, jako zamienniki kosmetyków codziennego użytku. Pokutuje przekonanie, że skoro coś jest lekiem, musi mieć cudowny skład. Czy to dobra droga? 

To jest trend, który powraca jak bumerang. Oczywiście są produkty z apteki, których możemy używać do pielęgnacji skóry. Sama ostatnio odkryłam bardzo ciekawy produkt, który zawiera alantoinę i pantenol, które świetnie nawilżają skórę. I jako dodatek do pielęgnacji skóry jak najbardziej jej służą. Natomiast żaden lek nie może zastąpić kremu do codziennego użytku. 

Dlaczego? Przecież hitem jest maść na hemoroidy, której konsumenci używają jako zbawiennego kremu pod oczy. 

Tak, słyszałam o tym. Pewnie ze względu na wyciąg z kasztanowca. Pamiętajmy jednak, że taka maść nie jest dedykowana do skóry twarzy, może zatem zawierać substancje fotouczulające lub takie, które podrażnią skórę wywołując reakcję alergiczną, zaczerwienienie czy nawet wysypkę. 

Podsumowując, co jest najważniejsze w czytaniu składu kosmetyków i czego się wystrzegać podczas zgłębiania wiedzy na temat produktów kosmetycznych? 

Po pierwsze, zadać sobie pytanie, czego my tak naprawdę od kremu oczekujemy. Czy ma wygładzić zmarszczki, odżywić czy nawilżyć. Po drugie, szukać konkretnych składników, a nie analizować cały skład produktu (tym możemy się zająć w drugiej kolejności, jeśli mamy odpowiednią wiedzę). Po trzecie – najważniejsze podczas zakupów — myśleć zdroworozsądkowo i nie ulegać trendom. Lepiej nie eksperymentować. Szczególnie, gdy w grę wchodzi skóra twarzy.